Emilia BEDNAREK
Wigilijny wieczór. Płatki śniegu spadają na ziemię. Widok jak z bajki, jednak ludzie niebajkowi.
Zimni, nieuprzejmi, wyrachowani.
Wszyscy zasiadają do wigilijnej wieczerzy. Dzwonek do drzwi.
– Kto tam – pyta mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze.
-To ja – słychać niepewny głos spóźnionego gościa.
Ten brudny, głodny, zmarznięty przechodzień w obdartej kurtce trzyma w ręku dar dla domowników – lśniącą bombkę.
– My cię nie chcemy – syknęła kobieta o krwistoczerwonych ustach, muśniętych szminką marki Chanel 5.
-Dlaczego? – spytał zmartwiony przybysz.
– Bo nie masz przecież odświętnego stroju, jesteś brudny – wrzasnęli domownicy.
Gość odchodzi. Dla Marii i Dzieciątka było miejsce w szopie. Dla ubogiego przechodnia nie ma nawet miejsca tam. Dzisiejszą noc spędzi pewnie w ruinach starego domu, pod mostem, w bramie, może (jeśli dopisze mu szczęście) w noclegowni.
Taką mamy tradycję wigilijną… Płatki śniegu spadają niczym w bajce… Szkoda tylko, że życie to nie bajka.
Brawo dla autora